sobota, 28 września 2013

Dalie - początek

York & Lancaster
           

 Późne lato i jesień to czas dalii w naszym ogrodzie. Bardzo je lubię i uprawiam z pasją. Zaczęłam przed laty, kiedy dostałam od taty odmianę York&Lancaster - kulistą, wysoką, żywotną o biało - czerwonych kwiatach. 






Dokupywałam potem w sklepach ogrodniczych inne odmiany, ale nie potrafiłam przezimować karp. Przeważnie mi wysychały ze względu na zbyt wysoką temperaturę. Ale się nie poddawałam. Bardzo lubiłam te kwiaty, bo choć zakwitały późno, ale kwitły nieprzerwanie do października. Jest tyle typów i odmian tych kwiatów, że każdy może znaleźć swój ulubiony.

White Star
Preference

Swoją kolekcję powiększyłam dzięki Ryszardowi Hajko - działkowcowi z Poznania. On jako wielki pasjonat podzielił się ze mną wieloma odmianami ze swojej kolekcji. Kiedyś spotkała mnie miła niespodzianka w zaprzyjaźnionym sklepie ogrodniczym. Panie po sezonie rozdawały karpy za darmo, ale bez nazw i kapersów więc trzeba było brać jak leciało. Dostało mi się kilka odmian niskich uroczych odmian takich jak Lolo Love, Gamelan, Esther, Fascynation, Impresion Fantastico.

Kolejne lata to były zakupy, wymiana i dalsze powiększanie kolekcji.
Obecnie mam ok. 40 odmian. Może trochę więcej. Niewiele mam miejsca w słońcu, co mnie ogranicza.


Ozyrys
Dalie różnią się kolorem, wysokością, charakterem.  Dzielą się na na grupy: kaktusowe, półkaktusowe, jeleniorożne, dekoracyjne, chryzantemowe, pomponowe, kuliste, anemonowe, pojedyncze, kołnierzykowe, peoniowe, strzępiaste,  storczykowe, grzybieniaste i tzw. pozostałe. 




Crazy Love






W naszym klimacie nie zimują w gruncie. Trzeba je wykopać po pierwszych przymrozkach. Wykopane karpy się oczyszcza i przechowuje w chłodnym miejscu. Wysadza się je spowrotem pod koniec kwietnia. Trzeba zadbać o nawożenie i podlewanie. Najlepiej przed wysadzeniem do dołków nasypać sporo kompostu, to zazwyczaj wystarczy.




Jowey Linda


Dalie pochodzą z Ameryki południowej, gdzie jeszcze rosną w dzikiej formie. Można je spotkać w ogrodach całego świata. Na całym świecie powstają ich nowe odmiany. Ich twórcy pochodzą z obu Ameryk, Europy, Azji. Tym kwiatom dedykowane są międzynarodowe i lokalne wystawy, a ich miłośnicy zawiązują kluby i towarzystwa.

My Love

piątek, 27 września 2013

Mężczyźni w rodzinie: "Od Radka do pradziadka"

Na dawnej stronie www ograniczyłam się do przedstawienie kilku fotografii. Celowo pominęłam moich "domowych" chłopaków, bo o nich pewnie jeszcze będzie. Pradziadków nie znałam, dziadkowie byli obecni w naszym życiu, przeżyli wojnę, są obiektem naszych wspomnień o dzieciństwie. Tato i brat byli nieodłącznym elementem mojego domowego krajobrazu.

Tata Edward
Brat Radek

Dziadek Franek Wiza

Dziadek Teodor Wartecki




































Pradziadek Andrzej Wartecki
Pradziadek Kazimierz Pawlęty
Pradziadek Walenty Wiza
Pradziadek Franciszek Kaźmierczak
  

środa, 25 września 2013

Jak powstała nasza ławka w ogrodzie...

To wszystko przez Rysię, moją kuzynkę i Tomka jej małżonka. Mają w ogrodzie ławkę taką jak kiedyś stały w parkach. Też taką chciałam. Pasuje do ogrodu. Brakowało nam miejsca, gdzie można przysiąść wieczorem, wypić kawę albo piwo. No niby mamy ławeczkę na tarasie altany, ale to daleko od domu.
Tomek pomógł nam zdobyć nogi. Pomalowałam na młotkowy brąz. Przedtem troszkę szlifowałam, bo smarki ze starej farby były i gdzieniegdzie rdza. Zresztą lubię poszlifować, choć potem 2 dni mnie ręce bolą.



29.06.2013

Zamówiłam drewno w składzie. 12 łat heblowanych z frezowanymi kantami z przodu. Tylko problem powstał, bo jeden samochód w naprawie, a w drugim się nie mieściły więc nie miałam jak tego przywieźć. I tym razem wybawili mnie Rysia z Tomkiem i przywieźli mi drewno.
Było mokrawe i pomimo, że heblowane – trzeba było szlifować, co by rajstopki się nie pohaczyły. Ale jak wcześniej wspomniałam – lubię poszlifować. Drewienko na słonku podeschło nieco.


 Potem wzięłam się za malowanie. Lakierobejca dąb. Tak po pańsku! Pomalowałam raz. Znów szlifowanie, ale tym razem drobnym papierem ręcznie na klocku. I kolejne malowanie! Trwało to 3 dni, bo nie doczytałam, że ta lakierobejca schnie 8 godzin. Ale za to jaka teraz jest powierzchnia!!!

06.07.2013
Skręcały już moje chłopaki, bo ja byłam po tej robocie wykończona. A tak trzeba trochę siły, żeby dokręcić. Nie wszystko pasowało, trzeba było przekładać szczeble. W składzie wywiercili, ale też nierówno.



 W końcu ławka została skręcona i postawiona we właściwym miejscu! Nareszcie!

08.07.2013

wtorek, 24 września 2013

Ewolucja wózka cz.3: Historia wózka dziecięcego.




Historia wózka dziecięcego w obecnej postaci sięga pierwszej połowy XVIII w. Pierwsze egzemplarze miały być ciągnięte przez psy, kozy albo kucyki. Wózek dziecięcy był już obecny na dworze francuskim. Maria Antonina sprawiła wózek swojemu synowi Ludwikowi w 1785r.


Patent z 1889r.

Przełom 18 i 19 wieku służył zmianie konstrukcji dodaniu udogodnień w postaci rączki, parasolki.
Wózki zaczęły być coraz popularniejsze i powszechnie dostępne. Były wykonane z drewna lub wikliny z elementami mosiężnymi. Zaczęto też stosować skórę i tekstylia. W 1889 powstał wózek, gdzie można było obrócić gondolę. Wózek posiadał już składaną budkę.

1913r.
W latach 20-stych wózki były powszechnie używane, zaczęto je produkować z użyciem tworzyw sztucznych, miały kółka z oponami, większe budki, chromowane metalowe części.

20 IX 1930 - mała Alinka (dzięki uprzejmości JS)

Lata 50-te (dzięki uprzejmości Lajony)







W latach 50tych wózki miały praktycznie wszystkie niemowlęta. W konstrukcji wózka liczyło się bezpieczeństwo dziecka i wygoda.










W 1965 wymyślono spacerówki – parasolki dla wygody w podróżowaniu z dziećmi. Wózki były lekkie wykonane z aluminium i tekstyliów. Ta konstrukcja jest popularna do dziś.

W latach 60-tych zastosowano pcv, łatwe w utrzymaniu czystości i chroniące przed deszczem.

Wózek z ok 1980r. Fot. Lajona
Od tamtych lat stworzono wiele ciekawych konstrukcji np. wózki dla biegaczy, wózki do prowadzenia przez mężczyzn, składane, obracane, podwójne, potrójne, wielofunkcyjne, rowerowe, podwójne dla dzieci w różnym wieku.

(dzięki uprzejmości Domelos)















Coraz bardziej konstruktorzy skupiają się na bezpieczeństwie dzieci, co nie zawsze idzie w parze z estetyką i wygodą. Dlatego też obok nowoczesnych modeli nadal można kupić wózek taki, jakim jeździł książę Karol w 1948r.

Książę Karol , źródło: http://www.bbc.co.uk/
Wózek Silver Cross , źródło: http://www.johnlewis.com

Informacje i fotografie przedstawiłam dzięki stronom www:
http://www.prammuseum.com/
http://p-i-f.livejournal.com/716881.html

poniedziałek, 23 września 2013

Wspomnienie o Tacie...

W niewielkim mieszkaniu w kamienicy przy ul. Grobla w Poznaniu w dniu 17 września 1931 roku przyszedł na świat Edward Wiza, śliczne niemowlę, pierwsze dziecko Wandy i Franciszka, mój tato. W 1933 urodziła się jego siostra Teresa, a 2 lata później brat Kaziu. Mieszkali w różnych miejscach w Poznaniu: przy ul. Kutnowskiej, później przy ul. Rolnej (może po drodze gdzieś jeszcze, ale nie wiem), by ostatecznie zamieszkać na Wielkiej, gdzie ja mieszkam w chwili obecnej.
   Przed wybuchem wojny Edward skończył 1 klasę szkoły powszechnej. Jeszcze gdzieś w szafie u mamy leży kawałek szarego papieru, na którym mały Edek rysował rzędy pionowych kresek w ramach ćwiczeń manualnych. Gdy rozpoczęła się wojna uczył się w tajnych kompletach wraz z rodzeństwem. Ostatecznie szkołę powszechną zaliczył po wojnie trybem eksternistycznym, zdając egzamin przed Państwową Komisją Egzaminów Nadzwyczajnych w Szkołach Powszechnych w Poznaniu. Babcia wspominała, że był bardzo samodzielny i zaradny. Nauczył się szyć na maszynie i potrafił naprawić drobne uszkodzenia w ubraniach. 



W 1945 roku zaczęła się jego przygoda z harcerstwem. Jestem w trakcie poszukiwań, w jakich drużynach był tato. Pamiętam, że wspominał o poznańskim Dębcu. Był zastępowym, później przybocznym. Zwróciłam się więc do Hufca ZHP Poznań - Wilda o pomoc w znalezieniu drużyny ojca. Wierzę też, że żyją i mają się dobrze jego koledzy z tych czasów. Druh komendant obiecał pomoc , ale nie znalazł niczego w dokumentach.

   W 1949 skończyła się dla niego ta wspaniała przygoda, tak jak dla wielu druhów, bo harcerstwo umarło, by odrodzić się po wielu latach. W tym też roku los rzucił go do Warszawy, gdzie w hufcach SP odgruzowywał stolice i budował trasę WZ. Ukończył gimnazjum im. Karola Marcinkowskiego tzw. "Marcinka". Zaczął trenować lekką atletykę, w latach 1951-1952 został mistrzem okręgu w biegach krótkich i skokach w dal. Był zwinny i szybki mimo niewielkiego wzrostu. 
   Naukę kontynuował w Liceum Mechanicznym, które skończył w 1952 roku. Był urodzonym konstruktorem i złota rączką i co ciekawe pracował lewą ręką (pisał prawą). Ile się naśmiałam patrząc jak wbija gwoździe lub wierci otwory trzymając narzędzie w lewej ręce!



Dziwne to były czasy! Po skończeniu szkoły dostał nakaz pracy do Zakładów Metalowych w Skarżysku - Kamiennej. Rozpoczął wieczorowe studia inżynierskie w Radomiu, które ukończył 1957 i uzyskał tytuł inżyniera mechanika obróbki skrawaniem.
    W międzyczasie wydarzyło się w jego życiu kilka ważnych rzeczy. Poznał i pokochał moją mamę. Ożenił się z Irką z domu Wartecka w 1954 roku (05.02.1954 - ślub cywilny, 27.06.1954 ślub kościelny).
   W 1956 roku w Skarżysku przyszła na świat moja siostrzyczka Dobrunia. Rodzice z Dobrunią mieszkali w Skarżysku do 1960 roku, by potem powrócić do Poznania. Mieszkali na początku u babci przy ul. Przemysłowej, później przeprowadzili się na Osiedle Warszawskie. Tata podjął pracę Centralnym Ośrodku Informacji Technicznej jako st. konstruktor. Potem w latach 1961 - 1967 pracował w Zjednoczeniu Przemysłu Taboru Kolejowego "Tasko" jako starszy inspektor. W międzyczasie studiował na Politechnice Poznańskiej. Magisterkę "zrobił" w 1964 z pojazdów szynowych.




W 1964 roku urodził się mój braciszek Radek, tzw. czwarty król (urodzony 6.01), upragniony przez dziadka Franka i tatę męski potomek. Cztery lata później pojawiłam się ja.    W latach 1969 - 1971 tato pracował w "Taskoprojekcie" jako starszy projektant. W 1971 roku zaczął pracę w Instytucie Obróbki Plastycznej na stanowisku adiunkta. Dodatkowo pracował w latach 1972-1979 w Zespole Szkół Samochodowych w Poznaniu jako nauczyciel przedmiotów zawodowych: budowa maszyn, obróbka metali, projektowanie i rysunek techniczny. Jego dawni uczniowie wspominają go ciepło, jako dobrego nauczyciela i pedagoga. A prawdą jest, że potrafił wytłumaczyć wiele skomplikowanych rzeczy. Swoim dzieciom nie dawał gotowych odpowiedzi, ale odsyłał nas do literatury, encyklopedii, tablic.    Był członkiem PZPR. Mawiał, że jest prawdziwym człowiekiem pracy, ale takich to wtedy chyba niewielu było. Wywieszał flagę na 1 maja, bo mówił, że to jego święto i już!

 

 Wiele lat społecznie udzielał się w spółdzielni mieszkaniowej, którego członkiem został bodajże w 1970, kiedy to całą rodziną wyprowadziliśmy się z przyciasnawego mieszkania na Osiedlu Warszawskim na Rataje , na Osiedle Rzeczypospolitej. W 1982 zmienił pracę i został kierownikiem osiedla. Pamiętam, jak mówił, że nie musi spieszyć się do pracy, bo jak wyjdzie z domu, to już w pracy jest! Faktycznie po drodze obejrzał osiedle, czy wszystko jest w porządku, pogadał z dozorczyniami i konserwatorami. W ogóle był dość znaną postacią na osiedlu, zawsze chętnie przystanął i pogadał, miał wielu znajomych i kumpli. Nawet dzieci z podwórka doskonale go znały. Z jego charakterystycznym wyglądem: niewielką posturą, ciemna czupryną i szarym prochowcem, nie mógł nie wywoływać skojarzeń! Dzieciaki przezywały go "Columbo"!    Nie wiem kiedy zaczął palić, nie pamiętam kiedy skończył, ale palił "sporty". Na niedzielę kupował "Carmeny" i "atmosfera" w domu się polepszała. Nie stronił od prac domowych, ale lepiej jak ugotował tylko ziemniaki (albo odsmażył), bardziej skomplikowane rzeczy nie wchodziły w rachubę. Kiedy mama poszła do szpitala, mieliśmy upiec kurczaka dla chorej babci. Umówiliśmy się, że tato go pokroi, a ja usmażę. Do tej pory nie mogę powstrzymać uśmiechu, kiedy to wspominam. Ojciec odstawił masakrę! On go dosłownie posiekał! Ale wszystko szczęśliwie się skończyło, bo kurczak wyszedł niezły. 


   W 1989 został kierownikiem Bazy Sprzętu i Transportu w Kombinacie Budowlanym Poznań - Centrum. O ile pamiętam przedtem pracował krótko jako dyrektor techniczny w Sanitechu, ale nie znam dokładnej daty.    W 1990 roku dostał udaru mózgu i przeszedł na rentę. Odpoczynek i pasja, jaką jest jego miasto rodzinne Poznań pomagały mu wrócić do zdrowia. Już od wielu lat zbierał dostępną literaturę o Poznaniu, szperał po antykwariatach, robił zdjęcia. Chodził na wystawy, poznawał ciekawych ludzi związanych z Poznaniem. Konsultował swoje prace z profesorem Lechem Trzeciakowskim, dawnym kolegą z ławy szkolnej. Sporządził zbiór albumów przedstawiających Poznań od zarania dziejów, ciekawe miejsca w różnych okresach historii, pomniki, świątynie, kapliczki i krzyże, kamienice, forty i wszystko, co się w Poznaniu znajduje! W końcu lat 90-tych w telewizji WTK przedstawił pokaz swojego dorobku.





Jego pasją był również ogród. Mówił, że niby nie lubi tego i jest to męczące, ale na pewno to kochał. Teraz go rozumiem, kiedy sama grzebię w ziemi. Praca to ciężka, ale jakże jest pięknie, jak są efekty. Pielił, nawoził, sadził. Nie mógł się nacieszyć, kiedy w latach 90-tych pojawiły się na rynku nowe narzędzia, nawozy, byliny. Dawniej wiele rzeczy do ogrodu robił sam, zaprojektował nawet i zbudował własnymi rękoma przepiękny domek drewniany na działce! Kiedy i ja zaczęłam uprawiać ogród, często konsultowaliśmy ze sobą sposób przycinania drzew, zakup i sadzenie roślin. Bardzo mi tego teraz brakuje.... Jego nagła śmierć 13.12.2001 roku przerwała jego pasje i niedokończone prace.