poniedziałek, 27 października 2014

Cydr domowy

     Nasza kochana jabłoń Grafsztynek Inflancki jak co dwa lata obrodziła ! W zasadzie dopiero niedawno dowiedziałam się, jak się nazywa. Drążyłam dość długo, aż w końcu przebrnęłam przez wszystkie charakterystyczne cechy i pozostała na placu tylko ta odmiana.





   Jak już zaowocuje, mamy nadmiar szczęścia! Staramy się nie marnować owocu - rozdajemy, robimy chipsy, soki, musy, szarlotki, ale i tak jest za dużo.
Zmęczeni wiecznym przerabianiem owoców, postanowiliśmy ostatnie dwie skrzynki przerobić na cydr. Nie byłam pewna, czy wyjdzie, bo do cydru ponoć nie wszystkie jabłka się nadają. 

   Podstawę do przepisu wzięłam z programu Okrasy, jak był w Starych Jabłonkach. Gospodarz powiedział, że do cydru potrzeba jabłek i wody! Jak dobrze! Żadnych cudów!

   Tak też zrobiliśmy. Jabłka umyłam w zimnej wodzie, rozdrobniłam (ze skórkami), wlalam do butli 25l, dolałam wody, zatkałam korkiem z rurką. 











  Długo nie "ruszały", ale dały radę. Drożdże ze skórek się namnożyły i spełniły swoje zadanie. Po 10 dniach od ustania fermentacji przecedziliśmy i przepuściliśmy przez gazę i  rozlałam do gąsiorków, po czym przeniosłam w chłodne miejsce. Tam się lekko wyklarował i wytrącił osad na dnie. 







Wyszedł smaczny musujący orzeźwiający kwaskowy napój. Nie ma zbyt wiele alkoholu, bo Grafsztynki nie są zbyt słodkie. Pachnie świeżo ugryzionym jabłkiem. Obecnie w butli pracują słodsze jabłuszka z zaprzyjaźnionego sadu. Oby kolejny napój wyszedł taki dobry, jak pierwszy!




   Poczytałam, że cydr jest zdrowy. Oczywiście mówimy tu o cydrze nie ulepszanym, jak to w przemyśle bywa. Z uwagi na to, że jabłka są tanie i właśnie teraz na nie sezon, polecam domowy wyrób cydru. Jak nie mamy własnych jabłek, można pojechać gdzieś na wieś lub przedmieścia, gdzie często na ugorze rosną stare jabłonie, pozostałości po gospodarstwach. Można kupić też od sadowników, ale tam, gdzie nie stosuje się upiększaczy do jabłek w postaci np woskowania skórek.

PS. Po 4 latach i 4 sezonach cydrowych nabraliśmy doświadczenia.
Metoda robienia pulpy z jabłek została zastąpiona przez wyciskanie soku sokowirówką. Tak wyciśnięty sok  z jabłek (ze skórką, bez ogonków, umytych w zimnej wodzie) wlewamy do wiader fermentacyjnych (łatwiej się nalewa, utrzymuje w czystości i są lżejsze i pojemniejsze). Butle używamy, jak brakuje miejsca.
Do mało słodkich jabłek czasami dodajemy nieco cukru, zwłaszcza do naszych Grafsztynków. (dopisano 24.08.2018)


środa, 22 października 2014

Dzieci w rodzinie cz.4

    Kolejne pokolenie czyli dzieci moje i mojego rodzeństwa. Pokolenie zaczęło się w latach 70-tych, a skończyło w 90-tych.  Jeszcze chowane w tetrowych pieluchach, ale dzielnie testujące pampersy. W kaftanikach z NRD, próbujące pierwsze jedzenie ze słoiczków. Ale już mogły zjeść banana, pomarańcze, brzoskwinie, kukurydziane chrupki, soczki z kartoników. To czas naszych zmagań z wychowaniem, nakarmieniem i ogarnięciem pomysłów młodych ludzi, za których byliśmy odpowiedzialni.
   Zdjęcia robione już Zenithami, Practicami i tzw. pierwszymi "małpami". Kolejne, te z lat 90-tych - Canonem.


Malutka Bogna, moja siostrzenica z mamą, 1978r.

Roczny Bartosz Nawrocki - mój siostrzeniec.
Zdjęcie zrobione na Gwiazdkę 1980r.
Na zdjeciu z Kasią Lisek w mieszkaniu na os. Rzeczypospolitej.

Bogna i Bartosz w przedszkolu na baliku

Bartosz, Wisława i Bogna, moje siostrzenice
i siostrzeniec w moim panieńskim pokoju, 1989r.

Wisława, moja siostrzenica,
lato 1989, na ogródku u babci Irki
i dziadka Edy w Rosnówku.


Nasz syn Bolesław,
lato1995, mieszkanie ul. Wielka.


Nasz syn Krzesimir, lato 1999,
przy płocie na działce w Rosnówku.

Tomek, Wisia, Bolek, Krzesimir i Marcin,
ul. Wielka, urodziny Bolka 16marzec 2000

Bolek i Krzesimir z kuzynką Nikolą w mieszkaniu
 u babci Maryli na Wichrowym Wzgórzu, rok 2001.