niedziela, 25 czerwca 2017

Czerwcowe ptakowanie...

     




     Tym razem do Słońska zajechaliśmy aż na 5 dni. To nasz rekord! Postanowiliśmy zrobić sobie zamiast krótkiego wypadu małe wakacje. Wypoczęliśmy, trochę się opaliliśmy i mogliśmy na luzie kontemplować spokojny, kojący krajobraz ujścia Warty. Tym razem w niezwykle miłym towarzystwie Anety i Macieja, z którymi zawsze miło się spędza wolny czas.





 Ptaki już tak tłoczno nie występowały jak miesiąc wcześniej, rodziny z młodymi przebywały na  bezpiecznie oddalonych żerowiskach. Kilka zaskakujących obserwacji - gęsiówka egipska, przepiórka, pójdźka (niestety zdjęcia dokumentacyjne do kitu), błotniak łąkowy.

Błotniak stawowy samica

Kretogłów

Dudek

Bocian biały

Kania czarna

Dymówka

Przepiórka

Błotniak łąkowy

Skowronek

Gęsiówki egipskie

Gęsiówki egipskie

Piękne krajobrazy - kwitnące maki na wałach przeciwpowodziowych, grążele na Postomii.






Krajobrazom towarzyszyły boćki, żurawie, czaple, kojący widok....







czwartek, 22 czerwca 2017

Babcia Wanda




Babcia Wanda Wiza z domu Kaźmierczak urodziła się w Berlinie i tam spędziła dzieciństwo. Jej rodzice – szewc i cholewkarka prowadzili tam warsztat szewski. Babcia miała dwóch starszych braci Franka i Marysia, którzy ją bardzo kochali i chronili. W atmosferze rodziny i miłości babcia była nieco rozpieszczana. Była pięknym dzieckiem, później piękną kobietą.


Skończyła kilka klas szkoły podstawowej. Bodajże cztery. Nie miała chyba parcia na dalszą naukę. Miała piękne długie grube warkocze, które wszyscy podziwiali. Ale nastała moda na krótkie fryzury i babcia kombinowała, jak warkocza ściąć. Nie było łatwo, bo bracia się nie zgadzali, a męski głos był w rodzinie najważniejszy. Babcia wykombinowała, że powie mamie, że warkocze są za ciężkie i boli ją od tego głowa. W końcu mama się zgodziła, warkocze bodajże zostały sprzedane, a babcia zyskała modną fryzurę. Bracia po powrocie do domu jaj nie poznali, bo spała i była odwrócona i pytali, jaki gość przyjechał. 





Jako młoda dziewczyna miała sporo adoratorów. Była tez członkinią Towarzystwa Gimnastycznego Sokół i wg jej opowieści umiała pływać , skakała i biegała. Chodziła też na strzelnicę, ale chyba tylko kibicować. Pamiętam jak z rumieńcami na twarzy opowiadała, że opatrywała jakiegoś młodzieńca, który został na strzelnicy lekko ranny.



Dziadek ujął ja swoim spokojem, szacunkiem i wiekiem, bo był od niej 6 lat starszy. Choć nie był typem amanta, urodziwa babcia wyszła za niego.  Jakiś czas mieszkali na Grobli, tam urodził się mój tata. Potem na Kutnowskiej, Rolnej, by po wojnie zamieszkać na Wielkiej. Mieli trójkę dzieci: Edwarda (mojego tatę) ur. 1931, Teresę ur.1933r. i Kazimierza ur. 1935r.



Podczas wojny babcia pracowała jako szwaczka ale potem zachorowała na tyfus. Niemcy bali się tyfusu, więc nie musiała potem pracować.
Później po wojnie parała się krawiectwem w domu, ale nie była jakoś utalentowana. Pamiętam, że szyła płaszczyki takie z kołnierzami. Szyła też sobie sukienki. Pięknie haftowała, wymyślając różne ściegi i wzory.  Trochę próbowała mnie nauczyć ze średnim skutkiem.













Robiła smaczne marynaty z warzyw, owoców, grzybów.
Jak już była starsza zapisała się do komitetu społecznego Społem. Czuła się ważna, bo sprawdzała dostawy w sklepach i typ podobne rzeczy. Siedziała też chętnie wśród koleżanek w Klubie Seniora przy ul. Wielkiej i jeździła na zorganizowane rajdy dla seniorów.





Ostatnie lata życia nie była już sobą, jak przestała zamykać owoce do słoiczków, już wiedzieliśmy, że coś z nią nie tak. Zaczęła wspominać dzieciństwo w Berlinie i gdzieś się pakowała. Zmarła w 1992roku.



Znalazłam jeszcze jedno zdjęcie i nie jestem pewna, co przedstawia. Podejrzewam, ze jest to miejsce pracy babci podczas okupacji - późniejszy zakład Komuny Paryskiej. Nie znalazłam babci na zdjęciu - możliwe, że siedzi tyłem.