czwartek, 23 lutego 2023

Storczyki

     To kolejna moja sympatia. Niekoniecznie pasja. Ale od momentu, kiedy udało mi się doprowadzić do kwitnienia storczyka znalezionego na śmietniku, polubiłam je. Od tego momentu kupowałam w marketach przekwitnięte storczyki na wyprzedaży. Nie wszystkie udało mi się uratować, trzy lub cztery sztuki musiałam wyrzucić. Uprawiam je w biurze. Mam taki dość pasujący południowy parapet. Niestety niebawem będę je musiała wziąć wszystkie do domu, bo w nowym biurze nie będę miała już na nie miejsca. W tym celu przygotowałam im miejsce w pokoju od południa.  Z przeprowadzką czekam na cieplejsze dni i pewnie będę przeprowadzała sukcesywnie. 

Zanim przywitam moich ulubieńców w domu, testuję miejsce. W tym celu ... zakupiłam storczyki kwitnące. Pewnie zrobiłam to dlatego, że były w cenie tych przecenionych. Nie wiem dlaczego były tanie i pewnie już się nie dowiem. Oprócz phalenopsis-ów w biurze mam dendrobium, cambrię, jęzatkę, miltonię. Takie rozszyfrowałam. Pokażę je potem, jak je wszystkie sprowadzę do domu.








A storczyk wyciągnięty ze śmietnika potrafi zakwitnąć nieźle. Różnie to była ale w apogeum wyglądał tak:






wtorek, 14 lutego 2023

Kolejne namalowania

 Coś mi kiepsko szło ostatnio malowanie, ale zebrałam się w sobie i wyciągnęłam papier. Najpierw kowalika. Młody był, blady, dzióbek krótki. Wygląda jak z kreskówki. Muszę potrenować malowanie drzew i gałęzi. Od razu widać, że nie radzę sobie z tym dobrze. Ale się nauczę.

Potem wąsatka - klejnocik. To znaczy ptaszek to klejnocik. Obrazek - sami zobaczcie. Trudno namalować te kolory, by się nie zagalopować (wcześniej próbowałam - nie wyszło). Ja ta chwilę obecną jestem zadowolona. 

Kolejne - dudek i myszołów malowałam już na formacie A4. To na razie nawiększy format. Papier dość fajny, jeszcze na tym nie malowałam. Z jednej strony gładki, z drugiej fakturowany. Zdecydowanie wolę gładki lub delikatnie fakturowany. Malowało się dobrze. Ogólnie wyszło fajnie.









niedziela, 5 lutego 2023

Czatownia w altanie

    Maciej wymyślił nowe miejsce do fotografowania ptaków. W okno altany wstawił przerobioną starą moskitierę i zamaskował ja siatką. W altanie siedzieć można wygodnie w fotelu. Wzięłam termos i telefon, ubrałam się ciepło (w altanie brak ogrzewania). Zdjęcia dość fajnie wyszły, bo obiekty były blisko, nie przysłonięte szybą i były dobrze oświetlone, choć w sumie fotografowałam pod słońce. Zdjęć nie kadrowałam, celowo też nie przysłoniłam karmnika gałązkami, czy korą. 

Oto to przyleciało:























czwartek, 2 lutego 2023

Dziś o chlebie po raz kolejny

     Dawno nie pisałam o mojej kuchni, o gotowaniu, pieczeniu, kawie przy stoliku kuchennym. Jak zaczynałam pisać bloga, obiecałam sobie, że raz w miesiącu napisze coś o kuchni. No i czas mija, a ja ... tak niewiele. Może dlatego, że kuchennych blogów jest sporo i gdzie ja tam do nich.  No tak, ale miało być też o gotowaniu.

To dzisiaj napisze o chlebie. O chlebie już pisałam, ale dawno temu, a z chlebem to jak z fotografią, całe życie człowiek się uczy. Jeszcze przed pandemią piekłam chleb dość często. Pisałam wcześniej o nim TU oraz TU . Sporo czasu minęło. Pieczenie chleba mnie relaksuje, cały ten rytuał i niepewność lekka, czy oby wyjdzie. Eksperymentuję też z mąkami, bo i żytną, pszenną, orkiszową, kombinacjami pomiędzy nimi. Teraz ciasto na chleb na zakwasie nastawiam wieczorem. Wsypuję składniki do mojej chlebowej misy, mieszam najpierw drewnianą kopyścią, potem rękami. Żegnam go na noc (dosłownie i w przenośni). Rano rozkładam do foremek, wyrastam i piekę. Muszę się pochwalić, że mam nowy (od jakiegoś czasu) piekarnik i nie musze się schylać. I mam funkcje wyrastania ciasta, co przy chlebie jest bardzo pomocne. Blaszki mam takie stareńkie (do żytniego chleba), smaruje je i wysypuje otrębami. Ponoć wystarczy wysmarować olejem, ale nie mogę się pozbyć tego nawyku. Pszenny chleb natomiast piekę w garnku rzymskim. Nie potrafię uformować tak bochenka, żeby wsadzić go jak pizzę do pieca i upiec. Jeszcze nie teraz. Może jak bede mieć więcej czasu i cierpliwości.

    Nie podam przepisu na chleb pszenny na zakwasie. Bo każdemu wychodzi inaczej, a przepisów w necie jest sporo. A najlepiej już pooglądać filmiki. Takie cuda tam wyprawiają! Ale fakt! Pieczenie chleba to sztuka, chyba do tego trzeba mieć talent (albo piekarnię z czeladnikami).

    Niżej przedstawiony to chleb orkiszowy na zakwasie z ziarnami i mielonym lnem. Wyrastany nocą, nieco poskładany (tak, tak, każą "składać" taki chleb, żeby się te dziury zrobiły) i upieczony w garnku rzymskim wyłożonym papierem. Dużo jeszcze pracy przede mną, ale chyba jestem na dobrej drodze.