I już ostatnia, podsumowująca część o Szwajcarii. Bardzo nam się ten wyjazd podobał. Ktoś zapytał, czy wypoczęliśmy. No nie! Nie jechaliśmy tam wypocząć. Bardziej, żeby zobaczyć to klimatyczne miejsce, przypomnieć sobie, jak chodzi się pod górę, jak się śpi pod namiotem. Podobał nam się klimat ten pogodowy, i ten społeczny. Różnorodność, czystość, piękna przyroda. Polecam, ale jak się przyjrzeć, to brak tam ludzi. Tak, właśnie ludzi, bo pełno jest turystów i obsługi turystycznej, ale górala widzieliśmy ... jednego.
Pojechaliśmy do jaskini św. Beatusa. Droga mi się podobała, bo to trzy przystanki autobusem, na którego mieliśmy sieciówkę. Droga wiodła wzdłuż góry przez skały i tunel. Tak malowniczo...
Oczywiście było bardzo turystycznie: restauracja, bileciki, dróżka z ławeczkami, sklep z pamiątkami i wszystko w towarzystwie wodospadu. Ogród, rzeźba krasnala a w grocie święty Beatus z wosku chyba, jak żywy, nie pokażę, bo można się przestraszyć.
Codziennie po przebudzeniu patrzeliśmy na szczyt Niessen-a. Z dnia na dzień było go więcej widać i było na nim mniej śniegu. Tam w przedostatni dzień odbyła się wycieczka, w której nie uczestniczyłam, ale planuję kiedyś tam wejść, bo w sumie jest w moim zasięgu.
Ja natomiast poszłam sobie na spacer, trekking to teraz się nazywa, jak masz sportowe obuwie i plecak, wzdłuż jeziora. Popodziwiałam widoki i przyrodę, zrobiłam kilka zdjęć. A pogoda była taka piękna, że poleniuchowałam potem w leżaku. Więc w sumie... wypoczęłam ;-)