Na przełęcz Furka Pass wybraliśmy się w mglisty pochmurny dzień z cichą nadzieją na poprawę pogody i niesamowite widoki. Dzięki właśnie tym widokom i serpentynom drogi, był tu kręcony film o Jamesie Bondzie 'Goldfinger'. Jechaliśmy na górę praktycznie we mgle i nic nie było widać. Trzeba było uważać na drogę jadąc bardzo powoli. Można to uznać za przygodę równie emocjonującą, jak jazda na pełnym widoku. Przejechaliśmy do hotelu Belvedere gdzie w bliskiej odległości znajduje się, a raczej znajdował lodowiec Rodanu. Jego resztki można oglądać z ścieżki tematycznej (płatnej). Groty w lodowcu już praktycznie nie istnieją, choć w kasie jeszcze jest informacja, że "dzisiaj" ich nie można zwiedzać. Podarowaliśmy sobie zwiedzanie, bo widoczność była tragiczna i szkoda nam było pieniędzy. Pojechaliśmy zatem dalej. Aż do miasteczka Andermatt. Miasteczko jakby wymarłe, bo po sezonie letnim, a przed sezonem zimowym. Mały szybki spacer i powrót tą samą drogą (a nuż się rozpogodzi).
Pogoda się poprawiła i zobaczyliśmy co nieco. Nawet zdecydowaliśmy się na zwiedzenie pozostałości lodowca. Widzieliśmy jego dno wyszlifowane przez lód, ale już pewnie go lód nie pokryje, chyba, że przyjdzie nowa epoka lodowcowa.
Po drodze pasły się owieczki o przemiłej aparycji, ale chyba ... bez oczu! Próbowałam im w oczy spojrzeć, ale nie dałam rady. Była też zapora z elektrownią. Za pierwszym razem w ogóle nie wiedzieliśmy, że tam jest, taka była mgła. Tylko mapa w telefonie nam o tym mówiła.
 |
Kto przywiózł łódź na ta wysokość? |
 |
pozostałości po lodowcu |
 |
Budynki elektrowni wodnej |
 |
Zapora |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz