O moich kaktusach ostatnio pisałam trzy lata temu. Nie są moją największą pasją, ale jeśli mam okazję, kupuję sobie w sklepach ogrodniczych lub na kiermaszach, żeby sprawić sobie frajdę. Fascynuje mnie ich różnorodność. Poza tym przypominają mi dzieciństwo i młode lata, kiedy to miałam ich kilka na parapecie. Miała też je moja babcia i po niej została mi stara książka o kaktusach. Mam też kilka książek jeszcze z NRD, które przysłała mi niemiecka koleżanka poznana na międzynarodowym obozie.
Nadal nie umiem ich identyfikować. Próbowałam i w kilku przypadkach mi się udało, ale stwierdziłam, że to bez sensu, skoro kolekcja jest ograniczona i istnieje w celu dekoracyjnym a nie hodowlanym.
Teraz je eksponuję na starej drabinie. Drabina jest historyczna, bo przywleczona z niemieckich koszar w 1945 przez mojego tatę. Potem służyła do malowania ścian i sufitów w mieszkaniu po dziadkach (mieszkanie było wysokie 3,20 m). Po wypiaskowaniu wygląda fajnie.