Zimą w 1940 roku w Poznaniu Niemcy zajmowali domy na Winogradach i wywozili ludność w niewiadomym kierunku. Działo się to nocą i podjeżdżała ciężarówka pod dom i wywozili ludzi w tym, w czym byli, tak jak stali. Dziadkowie byli na to już przygotowani, bo Niemcy podjeżdżali w kolejności, w określonym porządku. Rodzina spała w ubraniach pozakładanych na cebulkę. Babcia poodpruwała guziki w ubraniach i poprzyszywała nowe zrobione z pieniędzy obciągniętych materiałem. Już miał być ich transport, ale nie przyjechał. Prawdopodobnie coś się stało z ciężarówką, która miała po nich jechać. Niemcy przyszli nad ranem i dali 24h na wyprowadzkę. Dziadkowie (babcia 26, dziadek 30lat) porozwozili cały dobytek po znajomych a sami przeprowadzili się do kolegi dziadka z wojska na ul. Szwajcarską (teraz Chwiałkowskiego) do pokoju z kuchnią w suterenie.
Dziadkowie z moją mamą i jej bratem Jurkiem, ul. Szwajcarska, podwórko |
Mieszkali tam ok 2 lat. Potem zaaresztowali dziadka. Znajoma załatwiła zaświadczenie czy prześwietlenie, że dziadek jest gruźlikiem i dziadka wypuszczono. Ta sama znajoma załatwiła też im pokój przy ulicy Wrocławskiej. Podczas walk, bombardowań (1944? 45?) przenieśli się do piwnic, z których można było przedostać się do Fary, tam były niemieckie magazyny żywności. Przynieśli stamtąd worek mąki i wiadro dżemu morelowego. Babcia piekła placki na fajerkach i te placki z dżemem jedli. Mieszkanie było na rogu Koziej i Wrocławskiej.
Dziadek podczas wojny miał kolegę wozaka z wozem z Żegrza. Oni i szwagier kolegi (Niemiec z Pomorza) zawiązali spółkę handel owocami, warzywami i serem. Wozili warzywa na stołówkę w rzeźni. Stamtąd brali kiełbasy, mięso. Wieźli też do Akwawitu (gorzelnia) warzywa na stołówkę i dostawali spirytus, ten spirytus służył im do pozyskiwania lepszego towaru na hali targowej. Dzięki temu dziadek mógł zapewnić rodzinie byt w tych ciężkich czasach.
Zezwolenie na handel warzywami 1943r. |
Kawał historii, dobrze,ze to spisujesz i ocalasz od zapomnienia.:) Pozdrawiam - Poll
OdpowiedzUsuń