Jak obiecałam, pokażę jeszcze kilka zdjęć z majowego wyjazdu do Włoch. Tak to już jest, że im więcej czasu upłynie, tym bardziej weryfikuje się swoje wspomnienia więc zanim zweryfikuję...
Wcześniej pisałam o wschodniej stronie jeziora, a teraz będzie o zachodniej. Zwiedziliśmy miasteczka Sirmione, Salo, byliśmy na Rocca di Manerba i wstąpiliśmy wieczorem na chwilę do Maderno. To wszystko miejscowości turystyczne, każda piękna i zatłoczona. No może oprócz Maderno, bo byliśmy tam wieczorem. Sirmione urocze, eleganckie, pełne sklepów z pamiątkami. Był deszcz, spacerowaliśmy z parasolami. Stare miasto jest na długim cyplu, cypel w sumie jest parkingiem. Potem park, willa gdzie mieszkała Maria Callas, a na końcu plaża z lazurową wodą i klifem zwana Jamajką. Widok cudny, dwa pomosty. Jak podchodziliśmy jeszcze padało, ale jak weszliśmy na pomost - zaświeciło słońce. No to położyliśmy się na tym pomoście. Nikogo nie było, bo przecież padał deszcz i kto wtedy na plażę przychodzi? Ten moment był ogłoszony przeze mnie główna atrakcją wyjazdu. No i tawerna San Vigilio...
Potem Salo - też jak z pocztówki. Spacer wzdłuż brzegu, jachty kołyszące się na wodzie. Zwiedzanie katedry i wystawy sztuki (autorzy byli na miejscu i ... zbierali autografy ;-))
Kadzie do hodowli pijawek wykorzystane jako gazony |
I widok z Rocca do Manerba. Chciałam to obejrzeć, ale się zawiodłam. Stanowisko archeologiczne na wzgórzu, pełno ludzi z dzieciakami i psami. Na klif nie dotarłam, bo nie miałam siły. Ale widoki były piękne: