sobota, 19 października 2013

Kobiety w rodzinie cz. 2 : "Od Dobruni do prababuni"


   Prababci moich nie znałam. Najdłużej żyła prababcia Weronika, ale zmarła 4 lata przed moimi narodzinami. Babcię Franię cechowało niezwykłe ciepło i niesamowite poczucie humoru. Odziedziczyłam po niej niechęć do lukru i nawyk picia mleka prosto z garnka. Babcia Wandzia kochała dzieci i kupowała im jarmarczne zabawki. Jej specyficzną mądrość życiową zrozumieliśmy i doceniliśmy dopiero niedawno.


Siostra Dobrosława

Ja
     


Mama Irena



Babcia Franciszka

Babcia Wanda


Prababcia Marcianna
Prababcia Rozalia



Prababcia Weronika

Prababcia Marianna

wtorek, 15 października 2013

Moje róże cz.2

   Przez kilka lat róże były traktowane przeze mnie po macoszemu. Rosły, bo rosły. Co roku kupowałam nawóz do róż w granulkach i sypałam po garści w kwietniu i lipcu.
Dla mnie róża miała być taka jak z kwiaciarni, o kształcie róży herbatniej, lekkim zapachu niezbyt dominującym. Te wymagania spełniała Gloria Dei.  Polarstern zresztą też, ale nie był odporny na deszcz.

Bonica

Whisky Mac

   Dzięki ogrodowym koleżankom zaczęłam poznawać róże. Dowiedziałam się, że są róże historyczne, zdrowe, pachnące i mrozoodporne, ale o kwiatach nieregularnych, potarganych.
 Dowiedziałam się, ze są róże angielskie, najczęściej o kwiatach w kształcie filiżanek, pachnące, zdrowe, ale delikatne. Dowiedziałam się, że są róże parkowe o nieustającym kwitnieniu, urocze, ale bez zapachu.
   
Oczywiście generalizuje tutaj, ale nie drążę, bo nadal nie jestem ekspertem w tej materii. Ale koleżanka uświadomiła mi, że róże kocham i niech już tak zostanie.

Moje pierwsze zakupy w szkółce były przeżyciem. Jeszcze trochę błądziłam, bo kupiłam takie, jakie mi się podobały. Jakoś nie rozważałam innych czynników. Przy pergoli rosła już Louise Odier. Do towarzystwa domówiłam Dortmund, choć w charakterze jest kompletnie różna. Kupiłam też Geishę, choć bez zapachu, powalała kształtem kwiatów i bladołososiowym kolorem. I ma jeszcze jedną wadę – wiotkie pędy przy pełnych, dość ciężkich kwiatach. Muszę podpierać. 

Geisha

Dortmund















Dotarły wtedy do mnie również Frienship i Bonica. Ta pierwsza – z lekka mnie rozczarowała. Trochę za jaskrawa jak dla mnie, ale ładna i kto ja ogląda, się zachwyca. Nie pachnie, no może bardzo delikatnie. Bonica jest cudowna, zdobi ogród do późnej jesieni. Ale też bez zapachu.

W tym samym mniej więcej czasie kupiłam piękną i pachnącą Whisky Mac. Dosadziłam ją niedaleko Friedship, co by trzymały się razem i uzupełniały.

Whisky Mac
















Friendship

niedziela, 13 października 2013

Rodzinne wspomnienia

    Chciałabym przedstawić wspomnienia mojej mamy z czasów wojny. Opowieść jest jedną z wielu, ale warto ja zapisać dla potomnych, warto pamiętać o tych ciężkich czasach teraz, kiedy wszystko jest takie proste.

    Zimą w 1940 roku w Poznaniu Niemcy zajmowali domy na Winogradach i  wywozili ludność w niewiadomym kierunku. Działo się to nocą i podjeżdżała ciężarówka pod dom i wywozili ludzi w tym, w czym byli, tak jak stali. Dziadkowie byli na to już przygotowani, bo Niemcy podjeżdżali w kolejności, w określonym porządku. Rodzina spała w ubraniach pozakładanych na cebulkę. Babcia poodpruwała guziki w ubraniach i poprzyszywała nowe zrobione z pieniędzy obciągniętych materiałem.  Już miał być ich transport, ale nie przyjechał. Prawdopodobnie coś się stało z ciężarówką, która miała po nich jechać. Niemcy przyszli nad ranem i dali 24h na wyprowadzkę. Dziadkowie (babcia 26, dziadek 30lat) porozwozili cały dobytek po znajomych a sami przeprowadzili się do kolegi dziadka z wojska na ul. Szwajcarską (teraz Chwiałkowskiego) do pokoju z kuchnią w suterenie.

Dziadkowie z moją mamą i jej bratem Jurkiem, ul. Szwajcarska, podwórko
    Mieszkali tam ok 2 lat. Potem zaaresztowali dziadka. Znajoma załatwiła zaświadczenie czy prześwietlenie, że dziadek jest gruźlikiem i dziadka wypuszczono. Ta sama znajoma załatwiła też im pokój przy ulicy Wrocławskiej. Podczas walk, bombardowań (1944? 45?) przenieśli się do piwnic, z których można było przedostać się do Fary, tam były niemieckie magazyny żywności. Przynieśli stamtąd worek mąki i wiadro dżemu morelowego. Babcia piekła placki na fajerkach i te placki z dżemem jedli. Mieszkanie było na rogu Koziej i Wrocławskiej.


   Dziadek podczas wojny miał kolegę wozaka z wozem z Żegrza. Oni i szwagier kolegi (Niemiec z Pomorza) zawiązali spółkę handel owocami, warzywami i serem. Wozili warzywa na stołówkę w rzeźni. Stamtąd brali kiełbasy, mięso. Wieźli też do Akwawitu (gorzelnia) warzywa na stołówkę i dostawali spirytus, ten spirytus służył im do pozyskiwania lepszego towaru na hali targowej. Dzięki temu dziadek mógł zapewnić rodzinie byt w tych ciężkich czasach.


Zezwolenie na handel warzywami 1943r.

Znalazłam skan z Gazety Wyborczej, gdzie opisano na wstępie wywózki Polaków z Poznania i kolonizację Poznania Niemcami.
Artykuł powstał po odnalezieniu niemieckich slajdów z Poznania z tego okresu. Zwróćcie uwagę na wózek przed palmiarnią.


piątek, 11 października 2013

Risotto z boczniakami

    Pierwszy raz podaję przepis tu na blogu. Podkreślam, że moje przepisy są bardziej wskazówką do smaku, bo uważam, że każdy z nas nauczony jest innego smaku. To smak z dzieciństwa, tego co gotowały nasze babcie, nasza mama. Jedni mają upodobania do łagodnych mlecznych smaków, inni do ziołowych, inni do pikantnych, pieczonych. Jedni lubią zapach octu, bo kojarzy im się z dynią lub śliwką, a inni go nie cierpią, bo dla nich to kwach.
     Niektórzy lubią aromat laurowy i ziela angielskiego, a mi się kojarzy z kiepską stołówką, bo w domu tych przypraw się nie używało. Mama nie stosowała ze względów zdrowotnych i ja jakoś nie czuję konieczności ich używania.

Wracając do boczniaków....
     Kupiłam balot słomy zaszczepiony grzybnią. Urosły grzyby i coś trzeba z nimi robić. Zrobiłam risotto. Risotto robię często, ale raczej bazuję na groszku, zielonej fasolce i innych sezonowych warzywach. 


     Potrzebny jest: rosół domowy, cebula, białe dobre wino, śmietanka kremówka, masło, pieprz, ryż do risotto np arborio.
     Boczniaki pokroiłam i  usmażyłam na rumiano z cebulką. 




Ryż (szklankę) podsmażyłam z cebulką i dodałam rosołu (2,5 szklanki). Jak ryż wchłonął prawie cały rosół dodałam 1/2 szklanki białego wina, jak wino się wchłonęło, dodałam kubeczek kremówki (200g).


 Dodałam podsmażone grzyby, pomieszałam i powolutku grzałam pod przykryciem aż płyny się wchłonęły. 



Dodałam posiekaną natkę pietruszki i  startego sera (ja dodaję Dziugasa albo Rubina). Chwilę potrzymałam pod przykryciem. Dodałam świeżo mielonego pieprzu do smaku. 

Risotto nie może być sztywne, musi się leciutko rozlewać. Jeśli jest za suche, dodajemy śmietanki lub  mleka, rosołu, wina wg uznania.


środa, 9 października 2013

Ewolucja wózka cz. 5 - lata 50-te c.d.

Brakowało mi tych zdjęć do kolekcji. Nie mogłam ich nie wstawić, bo to cudowne pamiątki.
Wózek cudny wiklinowy, z okienkiem do "a kuku". Zdjęcia z roku 1952r. a na nich mój szwagier Wojtek.




Kolejna perełka z rodzinnego archiwum. Kuzyn Jan przesłał mi swoje zdjęcie z Pilony, Na zdjęciu rodzinka pod tablicą. Czerwiec 1954r.



Od lewej: Basia - siostra Janka, 4 lata, niania z Brus, mama Felicja (1927-1994), tata Edmund (1921-2008),
wujek Norbert ur 1940, Janek we wózku)






poniedziałek, 7 października 2013

Przechadzki po Poznaniu cz. 1

Na starej www miałam galerię zdjęć z Poznania.  Dziś patrzę na te zdjęcia i już mi się nie podobają. Aczkolwiek historyczne są. Może uda mi się dotrzeć do oryginałów i jeszcze coś z nich wycisnąć. I zrobić nowe do porównania, czy uzupełnienia.  Poznań dużym miastem jest i nie wszędzie bywam. Ale obiecałam sobie, że wezmę aparat i od czasu do czasu przejdę się kawałek i zdjęć porobię. Przechadzki fotograficzne stosował mój tata. Zdjęcia poznańskie umieszczał w okazałych albumach uzupełniając fotografie historyczne  współczesnymi. Może kiedy czas pozwoli, też będę tak chodzić. Staram się wraz z architekturą pokazać ludzi, wydarzenia, modę współczesną i oczywiście wózki dziecięce.


Dziś najbardziej chyba ruchliwe miejsce w mieście: Plac Andersa i okolice Starego Browaru.

Widok z biurowca PFC na budowę budynku Półwiejska 47

Widok na ul. Krakowską

Biurowce na Pl. Andersa

Pomnik Cyryla Ratajskiego na Pl. Andersa

Narożnik Starego Browaru (piękny wózek)

Rowery miejskie na Półwiejskiej

Ul. Rybaki, Kino Charlie Monroe (d. Malta), w tym zielonym budyneczku, w części, której nie widać, był sklep ze starociami, gdzie kupiłam zdjęcia z wózkami.

Skwerek na Rybakach

Narożnik Strzałowej i Rybaki

Ulica Kwiatowa

Przerwa w Starym Browarze, w górze Park Dąbrowskiego zwany Parkiem Starego Browaru

Ul. Półwiejska w stronę Wildy (wózek piękny)

Ul. Półwiejska w stronę Wildy